23.10.2015

Rozdział XVI

„Przeznaczenie jest dla frajerów. To tylko nędzna wymówka, żeby pozwolić, aby sprawy same się toczyły, zamiast wziąć je we własne ręce.” - Cecily von Ziegesar
            Faith zamrugała kilkakrotnie, otaczająca ją biel raziła wrażliwy wzrok. Czując lekkość i otumanienie powoli wstała. Tylko to wystarczyło, aby okalająca ją bańka spokoju pękła jak po dotknięciu igłą. Niczym podmuch wiatru, ogarnął ją nieopisany strach, a ręka mechanicznie powędrowała do piersi. Ostatnią  rzeczką jaką pamiętała był Morgan i mignięcie sztyletu. Jednak oprócz szalonego bicia serca, nie poczuła nic innego, żadnej rany.
            Dopiero teraz, zdezorientowana, zaczęło rozglądać się dookoła. Pomieszczenie w jakim była nie miało ścian. Niekończąca się biel, która zaczynała się w miejscu, w którym stała i rozpościerała się w nieskończoność. Pustka.
            Obracała się wokół własnej osi, bojąc się ruszyć. Nie czuła pewności, czy poza miejscem gdzie znajdują się jej stopy znajdzie jakieś podłoże. Podczas tych chaotycznych obrotów coś zaczęło się zmieniać. Z nikąd pojawiło się sześć postaci, które niemal stapiały się z otaczającą bielą.
            Mężczyźni stali w kole, otaczając księżniczkę. Każdy dzierżył w dłoni drewniany kostuch. Zdziwiły ją ich życzliwe uśmiechy.
            — Długo kazałaś na siebie czekać — odparł jedyny mężczyzna, którego etap łysienia dopadł w pełni. Reszta zgodnie pokiwała głowami.
            — Czekać? — upewniła się. — Jak to czekać?
            — Po kolei Ader — odezwał się inny mężczyzna, lecz Faith nie potrafiła zlokalizować który.
            Ader, łysy starzec, ze skruchą przytaknął.
            — Księżniczko Faith, witaj w Otchłani — rzekł uroczyście.
            Uniosła tylko brwi, zbyt wiele pytań krążyło w jej głowie. Świadomy tego mężczyzna kontynuował.
            — Otchłań to miejsce pomiędzy życiem i śmiercią.
            — Coś jak poczekalnia? — szepnęła szczerze zagubiona.
            Ktoś zamaskował śmiech kaszlem.
            — Podobnie — pobłażliwe zgodził się Ader. — My — pokazał po okręgu — jesteśmy Strażnikami Czasu, a co za tym idzie Strażnikami Otchłani.
            Trybiki w głowie Faith zaczynały powoli pracować. Pamiętała, że Strażników było więcej, jak również pamiętała Renarda. Zdrajcę. Jednak sądziła, że Morgan ich wszystkich pozabijał...
            — To, że się tutaj znalazłaś niestety, nie świadczy nic dobrego. To znaczy, że twoje życie zostało zagrożone, lecz twoja wewnętrzna magia z tym walczy.
            Miała ochotę potwierdzić, lecz siedziała cicho. Czuła, że tak należy.
            — Wygrałaś tą walkę — odezwał się inny Strażnik. Wydawał się młodszy od pozostałych. — Nie jesteś tego świadoma, ale wygrałaś, księżniczko. Dopełniłaś swoje przeznaczenie, odrodzisz się na nowo.
            — Że co proszę? — wybełkotała całkiem zbita z pantałyku.
            Ader westchnął.
            — Jesteś Matką Życia, Faith — rzekł stanowczo. — Ostatnią Matką Życia. To twoje przeznaczenie. Razem z tobą odrodzi się Ether.
            — Ale...
            — Nie mylimy się. Inaczej by cie tutaj nie było. Musisz uwierzyć.
            Przytaknęła nie do końca świadoma tego, czego oni od niej oczekują. Nigdy nie słyszała o Otchłani, o Matce. Nagle, świat się zatrząsł, a ziemia pod stopami lekko osiadła.
            — Czy wy... nie żyjecie? — Musiała zapytać.
            Zaprzeczyli ruchami głowy, a Ader zabrał głos.
            — Żyjemy, księżniczko. Głęboko w katakumbach, pod zamkiem. Pełnimy role dostojnych posągów, za sprawą Morgana Krwawego — ostatnie zdanie wypowiedział z jadem nie pasującym starczej twarzy.
            — Czy można wam pomóc?
            — Ty nam pomożesz — odezwał się młodszy. — Ty nas odrodzisz.
            — A czy ja... Czy ja żyję?
            Ader uśmiechnął się, uśmiechem który dodawał otuchy.
            Nastąpiło ponowne trzęsienie i świat runął. Na czymkolwiek Faith stała, rozsypało się to na kawałki, a ona leciała w dół.

            Chaos jaki zapanował wśród tłumu, ucichł jakby nagle pozbawiono wszystkich głosu. Każda para oczu patrzała teraz prosto przed siebie, na niekończącą się ścianę z bieli, która mknęła w ich kierunku. Nikt nie się nie bał tego co nadchodzi. Uczucie spokoju ogarnęło wszystkich.
            Biała mgła sunęła po ziemi niczym magiczna zmiotka. Pierwsza zniszczona wioska, gdzie z budynków pozostały zgliszcza, zniknęła pod mieniącą się złotym światłem mgiełką. Gdy ta powoli przesuwała się dalej, pozostawiła za sobą nowe życie.
            Drewniane budynki stały nienaruszone. Powozy, stargany wcześniej połamane i porozwalane na drodze, stały w ładnych szeregach, pełne żywności. Zarżnięte brutalnie zwierzęta: kaczki, kury, koty, psy, ponownie pojawiły się pomiędzy domami. Z obór dało się słyszeć popiskiwanie prosiaków, wycie krów oraz stukot końskich kopyt. Im mgła oddalała się od wioski, z budynków powoli zaczęli wyłaniać się ludzie. Każdy przecierał oczy ze zdziwienia. Wyglądali jakby przebudzili się głębokiego snu. Dopiero po chwili zaczęli krzyczeć z radości ściskając swoich bliskich.
            Tak jak mgła się przemieszczała, tak świat się odradzał. W miejscu, gdzie spłonęła część lasu, pojawiła się polana z setką młodych drzewek. Zielone listki odbijały radośnie promienie słońca, ciesząc się siłą jaką im daje.
            Całe Ether powstało się z ruiny, a wszystko to trwało zaledwie chwilę. Wszystko wróciło na swoje miejsce. Nagle magiczna mgła zniknęła, a Faith otworzyła oczy zrywając się z miejsca z głębokim wdechem.
            Pierwsze co poczuła to silny uścisk, z którego się nie wyrywała, widząc zmartwioną twarz Logana. Tulił ją do swojej piersi, a ona na to pozwalała delektując się każdą sekundą.
            — Jak się czujesz? — szepnął.
            — Chyba dobrze — mamrotała z głową schowaną w jego ramieniu. — Ale trochę mi nie wygodnie — zaczęła się lekko kręcić.
            Logan nie od razu się od niej odsunął. Nie puszczając jej dłoni pomógł Faith wstać. W między czasie szmer na polanie powoli wzrastał ale żadne z nich nie zwracała na to uwagi.
            — Myślałem, że nie żyjesz — powiedział szczerze łamiącym się głosem.
            — Też tak myślałam.
            — Faith, jesteś najbardziej nadzwyczajną osobą jaką...
            — Kończcie bo się porzygam — ryknął Morgan Krwawy.
            Oboje jak poparzeni podskoczyli. Gula pojawiła się w gardle księżniczki i z przerażeniem patrzała na zdeformowanego Morgana. Po wielkim królu postała tylko - za duża - biała szata. Niegdyś przystojna twarz zamieniła się nie do poznania. Po części pokryta zmarszczkami i bliznami, była nienaturalnie żółta. Również jego wzrost uległ zmianie i nie górował już nad księżniczką. W okrutnym uśmiechu, jaki podarował obojgu, widniały luki w uzębieniu.
            Logan zareagował jak na wojownika przystało i chwycił miecz z ziemi. Morgan bez zawahania rzucił się ze sztyletem na oszołomną księżniczkę, jednak bez swojej mocy był zbyt słaby. Logan szybko zamachnął ostrzem tnąc bok Morgana Krwawego. Ten z nienaturalnym skrzekiem opadł na kolana. Jednak zanim Logan zadał ostateczny cios, wokół nich zmaterializowało się osiem, dobrze księżniczce znanych, osób.
            Strażnicy celując kostuchami w Morgana, utworzyli wokół niego szarą bańkę. Mężczyzna zaczął uderzać w zamglone ściany nie zważając na silnie krwawiącą ranę. Logan niepewnie cofnął się, chroniąc Faith swoim ciałem.
            Kobieta położyła mu rękę na ramieniu i z uśmiechem, jak miała  nadzieję dodającym otuchy, stanęła obok niego.
            — To Strażnicy Czasu — szepnęła chcąc do uspokoić.
            — Witaj, księżniczko — odezwał się Ader, nadal celując w Morgana. — Udało ci się.
            — Chyba tak...
            — Prawda twojego serca uleczyła Ether. Twoja magia odrodziła życie w królestwie i za to będziemy ci wdzięczni do końca naszych dni.
            Każdy Strażnik spojrzał na Faith z lekkim uśmiechem, po czym wszyscy razem złożyli jej ukłon. Zdezorientowana kobieta poczuła ramię Logana, który nieznacznie się do niej przysunął.
            — Zabierzecie go do Otchłani ? — zapytała nie odsuwając się od Logana i czując jego ciekawskie spojrzenie.
            — Nie zasługuje na to — odrzekł spokojnie Ader. — Otchłań jest miejscem świętym, a tego człowieka należy ukarać.
            — Co z nim zrobicie?
            — Wydamy go.
            — Komu?
Chwila ciszy. Strażnicy rzucili sobie ukradkowe spojrzenia, a Faith mogłaby przysiądź, że coś ze sobą uzgadniali.
            — Turtsowi — westchnął.
            Bez słowa pożegnania i ostrzeżenia, mężczyźni rozpłynęli się w powietrzu, a z nimi bańka z Morganem. Nim jego blada twarz zniknęła, Faith dostrzegła na niej wyraz przerażenia. Ciężko jej było udawać skruchę widząc, że Morgan Krwawy czegoś się boi.
            — Kim jest Turts? — od razu zwróciła się do Logana.
            — Panem Podziemia — szepnął w jej włosy, ponownie chwytając w uścisk.
            — Coś jak diabeł?
            — Diabeł porównaniu z Turtsem wypada jak anioł. — Chwytając księżniczkę za ramiona, odsunął ją delikatnie od siebie i pochylając się spojrzał prosto w brązowe oczy. — Morgan nie wróci, a to co go ter
az spotka... Powiedzmy, że wolałby zginąć niż znaleźć się w królestwie Turtsa.
            To co powiedział Logan brzmiało strasznie, jednak Faith nie poczuła nawet krzty żalu. Cierpienia na jakie Morgan wystawił setki ludzi, nie dało się zrekompensować. Jednak wiadomość, że ktoś taki jak on zniknął z ich życia, brzmiała obiecująco.

4 komentarze:

  1. jestem naprawdę zaskoczona, że dodałaś i ostatni rozdział i epilog jednego dnia, ale z pewnością jest to miłe zaskoczenie! Chyba bym umarła, jakbym na końcówkę musiała czekać jeszcze kilka dni xD
    Przez chwilę naprawdę myślałam, że Faith umrze. I choć z jednej strony było to dość prawdopodobne, bo w końcu to zakończenie, a ona była główną bohaterką, więc mogłaś stwierdzić, że ją uśmiercisz dla lepszego efektu ale ja (a tym bardziej Logan) chyba bym tego nie przeżyła.
    A co do Morgana, to Ciesze się, ze przyszykowałaś dla niego gorszą karę, niż śmierć. Z pewnością na śmierć właśnie zasługuje, ale mimo wszystko uważam, ze poprzednio odszedł zbyt spokojnie. A podoba mi się, że zostanie zabrany do pana podziemi. Ale skoro on żyje, to chyba Odell także, prawda? Tak bardzo bym chciała, żeby tak było, bo naprawdę jest mi żal tej dziewczyny. To nie jej wina, ze miała takiego psychopatę za ojca.
    Dobra, lecę do epilogu xD

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo podobał mi się ten pomysł z Poczekalnią Dusz i tymi Strażnikami. Dlaczego? Bo opowiadanie miało od początku elementy magiczne, które trochę przycichły na rzecz fabuły, akcji i w ogóle. Dlatego spodobał mi się ten fragment. Był takim oderwaniem, przypomnieniem, że ten świat nie jest do końca naturalny, i że jest tu coś poza ziemskim życiem. Jak dla mnie wielki plus!
    Bardzo podobał mi się również opis tego odrodzenia. Te stare drzewa, które zaczęły rosnąć od nowa, budynki i tak dalej. Świetnie ci to wyszło. Zaskoczyło mnie tylko to, że Morgan jednak przeżył. I szczerze powiedziawszy nie bardzo wiedziałam o co chodzi;D Myślałam, że zginął, zdechł bezpowrotnie, a tu taka niespodzianka. Ale na szczęście nie było w tym niebezpieczeństwa dla Faith i Logana. I bardzo podoba mi się zakończenie, tzn to, że Morgan nie umarł tak po prostu. Że spotkał go los gorszy od śmierci. Myślę, ze to jest satysfakcjonujące dla nas wszystkich. Lecę do epilogu ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. Achhh, widzę, że postanowiłaś na sam koniec jeszcze nas zaskoczyć. Nawet nie przypuszczałam, że magia Faith przywróci do życia także Morgana, dlatego też byłam mocno zdziwiona, kiedy się objawił. Niemniej jego postać straciła na charakterze i wydam mi się bezbronnym, nędznym dziadem, któy tak czy siak nie wskórał by niczego ważnego. Czy Odell także odżyła? Ciekawa jestem.
    Bardzo podobał mi się pomysł tej swego rodzaju poczekalni. Puszta nieskonczona przestrzeń. Jakby miejsce do dokonania ostatecznego wyboru, czy chce się podążyć dalej, czy raczej wrócić na ziemię i załatwic niedokończona sprawy.
    Ogromnie podobał mi się opis tego, jak cały świat na nowo wraca do życia. Pieknie pokazałaś to odrodzenie. I oczywiście Logan taki bohaterski ;D
    A Morgan... Zasłuzył sobie, niech tam mu Turts zgotuje wypełnioną wrażeniami wieczność. Oby żałował swoich wystepków.
    Ha! Lece do Epilogu :)

    OdpowiedzUsuń
  4. "ostatnią rzeczką" - rzeczą
    Jak to wygrała? Przecież ona nic nie zrobiła, to służąca wypuściła Odell i to Odell się połamała na śmierć, gdy księżniczka sobie spokojnie umierała. Żadna z niej bohaterka, moim skromnym zdaniem! No i nie było nocy poślubnej!
    "przebudzili się głębokiego snu" - z głębokiego
    Czemu strażnicy tak bronią tego Morgana? Czyżby jednak dla kogoś jego rządy były pozytywne?
    No i czemu Morgan objawił się ponownie w takiej postaci? Czyżby takim był naprawdę, a to co wcześniej prezentował było efektem magi? Zaczarował się zamieniając w przystojniaka? Fajnie! Chciałabym mieć taką moc, od razu zrobiłabym się z pięć kilo lżejsza i z osiem cm wyższa, no i nos bym sobie odrobinkę mniej zadarła, bo jest za bardo ;-)

    OdpowiedzUsuń

Twoja opinia jest dla mnie jak podmuch wiatru dla ptaka, pozwala mi się wzbijać wyżej!