11.09.2015

Rozdział XI

„W każdym szaleństwie jest zawsze cząstka prawdy.” - Michel Schneider
            Po lochu rozeszło się echo szurania oraz kilka tłumionych jęków. Faith z ciekawością i lekkim niepokojem patrzyła jak z cienia, w jednej z cel, wyłania się przygarbiona, bezkształtna postać.
            Twarz kobiety ukryta była pod brudem, a jej ciało zakrywała szara , podziurawiona i wyraźnie zużyta płachta. Włosy wokół jej głowy były skołtunione i posklejane.
            — Jestem Odell — zachrypiała kobieta, a księżniczce wydawało się, że próbowała się uśmiechnąć. — A ty kim jesteś?
            — Faith — wyszeptała lekko oszołomiona. Stan w jakim znajdowała się Odell był opłakany i nie uszło to uwadze dziewczyny.
            — Piękne imię — przyznała cicho. — Co tu robisz, Faith? — Kobieta złapała się kratki aby móc się podeprzeć, dzięki czemu była lepiej widoczna. — Dawno nie widziałam tutaj nikogo nowego... — dodała spokojnym, prawie sentymentalnym tonem. — Każdy ląduje od razu tam — westchnęła — Bez głowy.
            Księżniczka nie mogła nie zauważyć, że ton głosu Odell jest dziwnie opanowany, nawet teraz gdy mówiła o bezgłowych skazańcach.
            — Jak długo jesteś zamknięta? — Faith z lekkim niepokojem czekała na odpowiedź.
            Po chwili ciężkiej ciszy Odell się odezwała.
            — Dziesięć, może dwadzieścia lat — odpowiedziała spokojnie. — Po jakimś czasie przestałam liczyć...
            — O mój Boże!
            — Ale to nic — nadal z zachrypniętym głosem jej ton zmienił się na bardziej matczyny. Zupełnie jakby miała zamiar wytłumaczyć coś dziecku. — Tak jest dobrze. Jestem bezpieczna.
            — Odell — Faith przyglądała się nowej znajomej z pełnym niepokojem. — To nie jest dobrze... Kto cię zamknął? Dlaczego?!
            — Tatuś — matczyny ton niemal zamienił się na dziecinny. — Tatuś mówi, że tutaj jestem bezpieczna.
            Takiej odpowiedzi Faith się nie spodziewała. Dodatkowo Odell zaczynała ją lekko przerażać. Choć nie była w stanie dostrzec tej kobiety to była niemal pewna, że jest ona od niej starsza, a nadal używała zdrobnienia mówiąc o swoim ojcu. Księżniczka zaczynała podejrzewać, że umysł Odell nie jest już w pełni sprawny, przez co jeszcze ciężej robiło jej się na sercu widząc jej zgarbioną postać zamkniętą w małej celi.
            — A jak twój tatuś — wyraźnie ciężko było jej wypowiedzieć to słowo — ma na imię?
Choć Faith w duchu podejrzewała o kogo chodzi to dopiero gdy usłyszała odpowiedzieć jej umysł zwolnił, a serce przyspieszyło.
            — Morgan — tym razem Odell wyraźnie starała się uśmiechnąć. — Wiesz, że jest teraz królem? To znaczy, że ja jestem prawdziwą księżniczką!
            Po tych słowach Faith oparła się o ścianę i bezwiednie zaczęła się po niej osuwać aż usiadła na chłodnej ziemi. Morgan Krwawy ma córkę. Wiedziała, że mężczyzna jest bezwzględnym zwyrodnialcem i mordercą, jednak sposób w jaki traktował swoją własną córkę był nie do pojęcia. Zniszczył jej życie tak samo jak zniszczył życie każdego w Ether. Widząc Odell nadal opierającą się o żelazną kratę, Faith doszła do jednej druzgocącej myśli. Morgan Krwawy nie ma skrupułów, morduje z ziemną krwią i nie zależy mu na nikim, nawet na własnej krwi.
            Jednak pod tymi druzgocącymi stwierdzeniami pojawiła się nowa myśl, dająca rąbek nadziei. Mimo swojej potęgi i braku szacunku do życia, Morgan nadal nie zabił Odell. Choć traktuje ją jak zwierze, przetrzymuje w klatce to nadal utrzymuje ją przy życiu. Pozostaje pytanie dlaczego? Księżniczka zaczęła myśleć, że jeśli nie egoizm zniszczy Morgana to może to zrobić jego własna córka.
            Niestety nie zdziała nic będąc zamknięta w celi dwa na dwa, z malutkim okienkiem na świat. Jej rozmyślenia przerwało skrzypienie drzwi a następnie ciężkie kroki, którym towarzyszył zgrzyt zbroi. Rycerz trzymał w rękach dwie drewniane miski i zupełnie nie przejmował się tym, że ich zawartość powoli się z nich wylewa. Postawił naczynie na ziemi przed celą księżniczki, a drugie przed celą Odell. Kobieta rzuciła się na posiłek tak szybko, że prawie złapała rękę mężczyzny.
            — Wariatka... — zaklął i z wyraźnym obrzydzeniem opuścił loch.
            Faith spojrzała do miski i dostrzegła tam ciecz przypominająca wymiociny zmieszane z wodą od mycia podłogi. Zapach był równie zniechęcający co wygląd dlatego też kobieta nawet nie sięgnęła po naczynie. Nie mogła niestety nic poradzić na chlupiące odgłosy, które wydawała Odell, a przez które jej żołądek zaczął protestować. Faith wspięła się na palce i wdychając częściowo świeże powietrze patrzała na dziedziniec, po którym spacerowali rycerze. Z całych sił starała się nie patrzeć na makabryczny obraz po jednej ze stron.

            Morgan siedział w sali tronowej, zajmując złoty tron. Z kolei po jego prawej stronie stał Logan. Był blady, jego oczy były podkrążone i wyglądał na wyraźnie zmęczonego. Jednak stał wyprostowany, z rękoma złożonymi z plecami i zielonymi oczami wpatrzonymi w jeden punkt prze sobą. Nie miał innego wyboru.
            Krwawy król powoli tracił cierpliwość czekając na nowego dowódcę straży. Pech chciał, że poprzedniego zmuszony był pozbawiać życia akurat teraz, gdy był najbardziej potrzebny. Morgan zaczynał myśleć, że nie powinien zostawiać tej decyzji do podjęcia samym rycerzom, choć z drugiej strony to Tus wybierał ostatnich czterech dowódców. Niestety Tus okazał się zbyt porywczy i niemal zabił księżniczkę, a dobrze wiedział, że była ona mu niezbędna do rytuału. Wiedział, że wystarczyło poczekać parę dni.
            Od bardzo dawna Morgan nie był tak zadowolony. Do pełni księżyca pozostały cztery dni, a Faith - najważniejszy składnik - w spokoju czeka w lochach. Mężczyzna lekko się zawiódł kiedy okazało się, że po ośmiu dniach gnicia w małej celi księżniczka ani razu nie próbowała uciekać. Liczył na odrobinę rozrywki z jej strony, ale okazało się, że wszystkie legendy o zabójczej księżniczce były zwykłymi legendami.
            W momencie gdy Morgan zaczął rozmyślać o mocy jaką posiądzie zabijając księżniczkę oraz o krainach jakie podbije ze swoją potęgą, do wielkiej sali tronowej wszedł rycerz. Stąpał ciężko, szedł z uniesioną głową i strachem w oczach. Choć starał się udawać silnego widać było, że się boi, a to wyraźnie bawiło króla.
            — Aż boję się pytać... — zadrwił król rozsiadając się wygodniej. — Czy przygotowaliście ołtarz?
            — Tak, mój królu — odparł na wydechu dowódca.
            — No proszę! — Morgan klasnął w dłonie szczerze zdziwiony, a przestraszony rycerz podskoczył w miejscu nie spodziewając się takiej reakcji.
            — Panie?
            — Mów — rzekł radośnie Krwawy Król.
            — Ołtarz został przygotowany jak rozkazałeś, ale... — nowy dowódca zająknął się.
            — Ale? Czemu zawsze musi być ale? — Morgan chwycił się dłońmi za skroń, wbijając wzrok w mężczyznę. — Mów dalej...
            — W starciu z Lodowymi Ogrami straciliśmy jedną trzecią żołnierzy — sapnął mężczyzna, a jego kolana trzęsły się jak galaretka.
            — Ale lodowy diament został odnaleziony? — dociekał król.
            — Tak, mój panie.
            — Więc nie ma problemu! — Morgan ponownie klasnął w dłonie, a echo rozniosło się po pustej sali. — Za cztery dni nie będę potrzebował armii. Będę niepokonany! — zaśmiał się niemal radośnie.
            Najpierw przez powietrze przepłynęła fala energii, a następnie krzyk przedarł się przez kamienne ściany. Dowódca dotychczas stojący na środku podbiegł pod ścianę, najdalej od króla. Drzwi otworzyły się z hukiem i przez próg przebiegł Renard. Ostatni Strażnik Czasu wyglądał jak karykatura człowieka. Podarta szata, miejscami popalona wisiała na nim jak na wieszaku. Niegdyś pogodna, starcza twarz była jedynie czaszką okalaną przez cienką skórę. Zarówno długie włosy jak i broda zniknęły pozostawiając nader widoczne sińce pod oczami, oraz liczne ledwie zagojone rany. Ręce oraz dłonie, które składały się z kości okrytych skórą, Strażnik Czasu wyciągał przed siebie, wskazując na Krwawego Króla.
            Morgan nawet nie drgnął gdy nieproszony gość pojawił się na sali. Za to Logan stał z wyciągniętym mieczem, osłaniając go własnym ciałem, a w jego głowie brzmiały słowa, które były jak modlitwa:  Broń swojego króla. Broń swojego króla. Mężczyzna opuścił broń dopiero gdy król mu tak rozkazał. Stał potulnie, obok tronu całkowicie ubezwłasnowolniony.
            — NIE JESTEŚ KRÓLEM! JESTEŚ NIKIM! JESTEŚ  MORDERCĄ! — Renard wymachując rękoma krążył po sali tronowej wykrzykując obelgi w stronę Morgana. Rycerze, którzy wbiegli za intruzem, na znak od króla nie interweniowali. — ZABIŁEŚ WSZYSTKICH!!!
            — Na litość Boską, staruszku. Przestań się tak drzeć — Morgan wyłapał chwilę ciszy aby się odezwać.
            Jednak Renard wcale nie słuchał, ciągle krążył rzucając oszczerstwami. Jego wzrok skakał jak dziki to na Morgana to na Logana.
            — ZNALAZŁEŚ SWOJE ZWIERZĄTKO?! CHCESZ ZNISZCZYĆ JEGO ŻYCIE TAK SAMO JAK MOJE!
            — Życie Logana nigdy nie było tak ekscytujące jak u mojego boku — mówił spokojnie Morgan. — Co do ciebie... Oj Renardzie. Wydaje mi się, że twoje życie właśnie dobiegło końca. Na nic mi się nie przydasz.
            — Mnie też zabijesz?! Proszę bardzo! — Renard zniżył nieznacznie ton głosu.
            — Oczywiście, że tak! — Morgan spojrzał uważnie na Strażnika. — Nie mam z ciebie żadnego pożytku. Przyprowadziłeś mi księżniczkę, zwróciłeś przyjaciela — wskazał dłonią Logana — w dodatku wyssałem z ciebie każdą cząstkę magii. Stałeś się bezużyteczny.
            — Więc mnie zabij!
            — Śmierć z mojej ręki byłaby dla ciebie zbyt łaskawa. Po za tym co jest lepszego od śmierci z ręki przyjaciela? — Król spojrzał na Logana z udawaną czułością jednocześnie wydając mu mentalny rozkaz. — Ty go znalazłeś, ty posłałeś go po Faith a teraz Logan ci się za to odwdzięczy.
            Logan powoli schodził po stopniach, jego ciało było sztywne, a ruchy mechaniczne. Stopy szurały po podłodze wzbijając kurz. Renard widząc zbliżający się koniec padł na kolana z zapłakaną twarzą. Logan znalazł się pół metra od szlochającego starca, gdy ten podniósł swój zamglony wzrok i spojrzał głęboko w zielone oczy mężczyzny.
            — Wybacz mi chłopcze — załkał żałośnie. — To wszystko moja wina...
             Logan wyjął swój miecz, nadal ubrudzony krwią poprzednich ofiar. Patrząc na poobijaną twarz Renarda, pchnął ostrze prosto w jego serce. Wraz z tym aktem po jego policzku spłynęła pojedyncza, słona łza.

Powoli zbliżamy się do końca! Jeszcze (chyba) 4 rozdziały i po wszystkim.
Co sądzicie o tym rozdziale? Czy Odell będzie miała tu jakieś znaczenie? No i chyba rozwiałam nadzieje/wątpliwości (czy jak inaczej to nazwać..) odnośnie Logana i udawania. Choć jest silny, to Morgan jest silniejszy.
Pozdrawiam Was cieplutko! ;*

8 komentarzy:

  1. Nie łudziłam się, że Logan udaje, także nie zdziwiło mnie jego posłuszeństwo. To musi być okropne - zabijać wbrew sobie tylu ludzi. Najgorzej, że on jest wszystkiego świadomy, więc musi się czuć strasznie. Ale może właśnie dzięki świadomości swoich czynów, zdoła jakoś przezwyciężyć wpływ, jaki wywiera na niego Morgan i po raz kolejny się uwolnić.
    Odell na pewno będzie miała jakieś znaczenie. Zastanawia mnie, czemu Morgan jej nie zabił i czemu powiedział jej, że w celi będzie bezpieczna? Czy to jakiś zalążek uczuć i troski? Może życie jego córki było zagrożone? Chociaż jakoś nie chce mi się wierzyć, że Morgan byłby skłonny do miłości. Tym bardziej nie rozumiem, czemu nie zabił Odell. Patrząc z jego punktu widzenia, to byłaby jedna osoba mniej do karmienia i ciągłego pilnowania.

    Pozdrawiam
    teorainn
    smiertelny-pocalunek

    OdpowiedzUsuń
  2. częściowo świeże powietrze patrzała na dziedziniec, po którym spacerowali rycerze. Z całych sił starała się nie patrzeć na makabryczny obraz po jednej ze stron. < patrzyła, poza tym powtórzenie
    z plecami < za
    cierpliwość czekając < przecinek pomiędzy
    Po za tym < poza
    czułością jednocześnie < przecinek pomiędzy

    Odell musi mieć jakieś znaczenie, w końcu kto dodaje bohaterów bez jakiejś ich roli? xD
    Okej, nie udaje, ale mimo wszystko wie, co robi. Jak w ogóle wcześniej udało mu się uciec? Bo albo nie wspominałaś, albo zapomniałam.
    Dziwię się, że Renard ma jeszcze siłę na takie krzyki, naprawdę.
    Fajnie, że nie odbiegasz od wyznaczonego sobie celu, jakim jest kreacja Morgana. Nie spodziewam się po nim jakiejś litości etc, dlatego mam nadzieję, że nadal będzie taką świetną postacią, jaką jest teraz. No ja go po prostu uwielbiam! :-D
    Nie mogę sobie wyobrazić, że jeszcze tak mało do końca...
    Do następnej notki!

    OdpowiedzUsuń
  3. Zdecydowanie tym rozdziałem pokazałaś, że Logan rzeczywiście jest pod wpływem Króla. To okropne, bo teraz nie mam już żadnych wątpliwości, że Faith została sama. Wcześniej miałam chociaż nadzieję, że Logan jej pomoże i będzie chronił, a teraz pozbawiłaś mnie złudzeń. Ale mam iskierkę nadziei, że na nią ręki nie potrafiłby podnieść. Skoro poleciała mu łza to znaczy, że on wie co się dzieje i może zdoła jakoś zdusić tą magię Króla. Naiwne marzenia, ale cóż:D
    Nie wiem do końca jak Odell miałaby pokonać ojca. Wygląda na lekko świrniętą, co ni jest dla mnie żadnym zaskoczeniem. Jak ktoś tyle czasu siedzi w zamknięciu to w końcu musi oszaleć. I to chyba dobry pomysł, żeby ją jakoś wykorzystać do wojny z Morganem, ale nie mam pojęcia jak to by miało wyglądać. Nie wygląda na nikogo silnego... Ogromnie mnie ciekawi co tam wymyśliłaś;D Pozdrawiam! ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. Jejku, Morgan jest zbyt pewny siebie. To mnie tak w nim irytuje! ;) Fragment z tym, jak żołnierz powiedział, że duża część jego armii zginęła, a on się tym nie przejął, bo stwierdził, że już wkrótce będzie niepokonany, idealnie to odzwierciedla i bardzo mi się podobał. Zachowanie i króla, i żołnierza, były... nie chcę powiedzieć, że zabawne, no ale w pewnym sensie były :D Może raczej komiczne, bo czuło się ten strach żołnierza.
    Tak wtrącę, bo zapomnę, że brakowało mi kilku przecinków, oprócz literówek, a widziałam, że ktoś je już wypisał. A przecinki głównie pozjadałaś przed imiesłowami :)
    Ja chyba również nie miałam żadnych nadziei, że Logan jakoś udawał :) Może i bym chciała, ale jakoś tak czułam, że to musi być prawda.
    Kurczę, masz zarąbisty styl pisania, szybko się strasznie czyta, zarąbiście wszystko można sobie wyobrazić. Lubię to, jak opisujesz wszystko: i postacie i ich zachowania oraz same przestrzenie ;)
    Intryguje mnie postać Odell. Cała jej przeszłość jest nadal owiana tajemnicą, a myślę, że mogłaby coś zrobić, bo tak fajnie ją wprowadziłaś ;)
    Jejku, końcówka była masakrycznaa! W życiu bym się nie spodziewała, że Morgan każe zabić Loganowi Renadra. W ogóle nie wyczuwałam, że pojawi się Renard, więc tym, że wparował do sali, kompletnie mnie zaskoczyłaś ;) Ale łezka mi się w oku zakręciła, jak Loganowi, przy końcówce <3
    Przepraszam, że nie zawitałam wcześniej oraz za to, że ten komentarz taki nieogarnięty, ale cóż, czas, czas, czas a raczej jego brak :D
    Pozdrawiam Cię serdecznie!
    Zuza <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Morgan Krwawy ma córkę? MORGAN KRWAWY MA CÓRKĘ, KTÓRĄ TRZYMA W LOCHU..?
    Ostatnio spotykam się z samymi - ojcami potworami, jeśli chodzi o świat blogosfery. (Nie żeby to było jakoś złe, bo w sumie sama mam niezłego tatusia u siebie, nie ważne.)
    To aż nie do pomyślenia, co za człowiek, 20 lat więzi swoja córke w lochu karmiąc ją "zupą" która wygląda jak rzygowiny. Bleee, nie dziwie się, że Faith nie chciała nawet tego tknąć. Wiadome, że gdyby księżniczka miała zostać w celi na dłużej, prawdopodobnie po iluś dniach czując, wykańczający ja głód sięgnęłaby po miskę, ale to już inna sprawa.
    Wracając na moment do Odell. Z racji tego, jak długo jest przetrzymywana, biedaczka postradała zmysły. Nawet nie wie jaka krzywdę wyrządza jej własny ojciec i jeszcze go podziwia, przy okazji ciesząc sie, że teraz jest najprawdziwszą księżniczką. To taka bardzo realistyczna królewny zamkniętej w wieży. Nie ważne czy to wspomniana wieża, czy loch - to więzienie i to więzienie, nikt nie pozostałby zdrowy na umyśle, żyjąc tyle lat w takich warunkach.
    Zaczynam się poważnie bać zarówno o Logana jak i o Faith... Lodowy diament, ołtarz, rytuał pełnia... śmierdzi czarną magią na kilometr. Az mam dreszcze kiedy myślę sobie jak to będzie./
    Nawet nie spodziewałam się tutaj Renarda. Po co wracał? Przecież mógł przewidzieć, że nie czeka go nic prócz śmierci. I to na niedosyt złego, biedny zginął z ręki Logana./ Jak tak można, aż mi szkoda złamanego i bezwolnego Logana. Renard był jedynym przyjacielem, był tym który mu zaufał, a ten musiał go zabić, tak po prostu. I najgorsze jest to, że uczynił to bez krzty litości, choć jego dusza zupełnie się z tym nie zgadzała. To naprawdę smutne zakończenie. Co będzie teraz? Już sama nie wiem. Niech ktoś uratuje Logana, żeby on mógł uratować Faith!
    Ahh, życzę ci oceanu weny i pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  6. Jestem jestem :D Po szkole nadrabiam xd
    COOOOO? :D Ale nie dobry ten tatuś xD Kurde, no jak przeczytałam ten fragment, to bach w śmiech. Siedzi tam dziesięć albo dwadzieścia lat i tatuś, zamknął mnie i głodzi żebym była bezpieczna. XD Ja rozumiem, w lochach różnie się z ludźmi działo :D Jakoś nie wydaje mi się, żeby ona była całkowicie spełna rozumu XD W każdym razie nigdy wcześniej nie pomyślałabym, że Morgan może mieć ponad dwudziestoletnie dziecko. Raczej wyglądał mi na takie hot bad 30 XD
    No super... wymiociny musi jeść... To akurat mnie przeraziło '-'
    Pfi! Co ten strażnik? Tak w zasadzie to wcale a wcale mi go nie szkoda xD Dobrze, że umarł :D Powiem Ci, że takiego złego Logana to też lubię :3 On i Morgan to taka fajna para :D
    Jak to możliwe, że 4 rozdziały?! : O Nie żartuj! Ja chcę więcej <3 Proszę o więcej :D
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  7. Przepraszam, że dopiero teraz, ale W KOŃCU dorwałam się do laptopa xD
    Jak Odell zaczęła mówić o swoim tatusiu, to przyszedł mi na myśl jakiś jej facet, który jest od niej sporo starszy i tak się do niego zwraca xD Serio, miałam już jakieś normalnie zboczone myśli :D
    Ale, że Morgan jest jej ojcem, tego bym się w życiu nie spodziewała! jak można tak potraktować własne dziecko?! jedyny powód, który chociaż trochę by go u mnie usprawiedliwiał, to ochrona jej. bo mimo, ze warunki ma parszywe, to jednak nikt nie będzie jej tam szukał, a w końcu Krwawy ma sporo wrogów, którzy mogliby chcieć wykorzystać ja przeciwko niemu. Ale raczej w to wątpię. Bardziej myślę, że uważał ją za zagrożenie, bo w końcu to do niego teraz należy tron, a ona mogłaby mu w przyszłości popsuć plany.
    I w ogóle to myślałam, że on jest za młody na ojca xD jak go opisywała Faith, to miałam takie wrażenie, że opisuje max trzydziestolatka xD
    A jeśli chodzi o Logana... Ja chyba się nie łudziłam, że on udaje. Krwawy mimo wszystko jest bardzo potężny i choć nie wątpię, że nasz bohater prędzej czy później uwolni się w jakiś sposób spod jego władzy, to teraz najwyraźniej jest jego żołnierzem. I dowiódł tego w okrutny sposób. I chociaż wiem, że gdzieś tam jest ten stary Logan, który nie chce robić tego wszystkiego, to nie wiem, czy znajdzie w sobie tyle siły, żeby pokonać Krwawego. Mam taką nadzieję.
    Buźki, kicia! I czekam na następny :D

    OdpowiedzUsuń
  8. "ziemną krwią" - zimną, a potem znowu było, że nie szanuje własnej krwi.
    Ja ciągle mam nadzieję, że Morgan nie jest taki zły, w końcu nie taki diabeł straszny jak go malują. Wierzę, że zamknąć córkę za coś, za jakąś karę, albo dla jej dobra, bo np oszalała i była niebezpieczna dla innych.
    "punkt prze sobą" - przed
    Lubiłam Renarda, szkoda, że tak skończył.
    Ty, ej, jak ten Krwawy Król będzie zabijał w takim tempie tych ludzi, to niedługo zostanie sam w tym królestwie. Dziwota, że jeszcze tam są jacyś inni żywi ludzie, oprócz niego samego.

    OdpowiedzUsuń

Twoja opinia jest dla mnie jak podmuch wiatru dla ptaka, pozwala mi się wzbijać wyżej!