„Świszczą tylko kule dookoła, tej która jest dla Ciebie nie słychać.”
- Magdalena Kozak
Faith wolnym krokiem zbliżała się do Morgana. Zarówno nogi jak i ręce trzęsły się jej niekontrolowanie gdy próbowała ustać w pionie. Na skroniach mieniły się kropelki potu, a blada twarz i wielkie oczy świadczyły o strachu i panice.
Gdy sądziła, że gorzej być nie może, u jej boku stanął Logan. Ubrany elegancko, w ciemne spodnie, których nogawki wchodziły w jeździeckie buty. Koszula zapięta pod samą szyję, a u pasa nie było już widać miecza, z którym nigdy się nie rozstawał.
Sztywnym ruchem ułożył sobie jej dłoń na zgiętym przedramieniu, a kobieta nie protestowała. Podczas gdy on kierował ich w stronę króla, Faith pozwoliła kilku łzom spłynąć bezwiednie po policzku.
— Nie ma czasu na smutki — szepnął Morgan przejmując jej dłoń od Logana. — To szczęśliwy dzień. Tylko o tym pomyśl... Dzisiaj skończą się wszystkie twoje nieszczęścia.
Tłum na polanie ucichł. Morgan z Faith stanęli ramię w ramię przed połową głazu, który przyjął funkcję ołtarza. Po drugiej stronie stanął niezdrowo szczupły, starszy mężczyzna, odziany w czarną szatę z drewnianym krucyfiksem przewieszonym na szyi. Jego dłonie trzymające wielką księgę drżeniem dorównywały księżniczce. Wyraźnie osłabiony niemal upuścił księgę na ołtarz po czym szybko znalazł odpowiednie strony.
— Zebraliśmy się w tym szczęśliwym dniu — rozpoczął spokojnym, stabilny i niezwykle przyjemnym dla ucha głosem. — aby połączyć dwa serca i dwie dusze. Wiele można rzec, lecz Pan jest ponad wszystkim... — Kapłan przerwał, pochylił się delikatnie do przodu i zacisnął szczęki z wysiłku. Kilkakrotnie zamrugał rzucił spojrzenie spłoszonego zwierzęcia w kierunku króla po czym znów spojrzał na stronice księgi.
— Nie mamy całego dnia na bezcelowe formułki — prychnął Morgan i wzruszył ramionami. Faith wzdrygnęła się.
Ton głosu kapłana uległ zmianie, gdy Morgan swoją mocą próbował go popędzać. Teraz mężczyzna mówił szybko i nieskładnie. Kobieta domyślała się, że co drugie zdanie umykało jego wypowiedzi przez co nic nie miało sensu.
— Czy ty, Faith zrodzona w Ether, następczyni tronu przyjmujesz na męża Morgana Krwa... — Morgan chrząknął znacząco. — Krwawego Króla? Podzielisz z nim swoje życie oraz swoje królestwo?
Księżniczka nie odpowiedziała. Nie wiedziała jak długo stała w bezruchu patrząc jedynie przed siebie, na piękne lasy, które rozpościerały się jak zielony dywan po dolinach i wniesieniach.
Nagle jak uderzenie pioruna, jak grom rozchodzący się wewnątrz jej czaszki ktoś ryknął. Był to głos potężny, groźny i władczy: TAK! Księżniczka zachwiała się na nogach. Spojrzała na Morgana który uśmiechał się okrutnie, ukazując białe zęby. TAK! Wrzasnął ponownie w jej głowie.
— Tak — wyszeptała choć nie była pewna czy słowo opuściło jej usta, nic nie usłyszała.
Morgan na swoje pytanie odpowiedział o wiele szybciej i z wyraźnym entuzjazmem. Gdy tak się stało kapłan z ponurą miną i szklistymi oczyma spojrzał na tłum za młodą parą, po czym odezwał się łamiącym głosem.
— Powitajcie waszych władców — uniósł ręce.
Tłum odpowiedział gromkimi oklaskami i okrzykami. Kapłan w między czasie zniknął, a Faith stała osłupiała, nie hamując łez.
— Przejdźmy do rzeczy — machnął na dwóch służących z złotymi koronami na czerwonych, okurzonych poduszkach. — Przez chwile możesz poczuć się jak królowa — zaśmiał się Morgan po czym niechlujnie umiejscowił na głowie kobiety małą tiarę. Złoto było zaśniedziałe, a niewielki klejnot na środku wyraźnie zabrudzony, przez co nie było widać jego koloru. Na swoją głowę mężczyzna nałożył idealnie wypolerowane złoto, które ozdobione było dziesiątkami diamentów w karminowym kolorze.
Wiwaty pośród tłumu ucichły do minimum kiedy Morgan w silnym uścisku pchnął księżniczkę na kamienny ołtarz.
— Bądź dobrą żoną — zacisnął szczękę czując opór jaki stawiała. — No dalej!
Zapłakana, blada i nie przypominająca dawnej siebie Faith wykonała rozkaz. Jej myśli krążyły w ciemnym, nieprzyjemnym miejscu.
Leżąc na wznak, spoglądała na piękne, błękitne niebo. Niewielkie chmury leniwie przesuwały się w jednym kierunku. Przez łzy zalęgające w oczach, księżniczka nie była w stanie rozpoznawać ich kształtu, więc skupiła się wyłącznie na ich kierunku i ilości. Z całych sił starała się nie zrozumieć co szeptał Krwawy Król krążąc dookoła niej, wymachując rękoma i sypiąc na nią zasuszone zioła.
Zatrzymał się tuż za jej głowę. Nim zdążyła skierować na niego zamglony wzrok, chwycił oburącz jej głowę w uścisku, który wydawał się żelazny. Nagły chłód, rozchodzący się jak prąd, wstrząsnął ciałem Faith. Wrzask jaki wydobył się z jej ust był niekontrolowany i nienaturalnie głośny.
*
Pearl z pochodnią w jednej ręce i pękiem
kluczy w drugiej, zeszła z ostatniego stopnia krętych schodów. Serce działało
na przyspieszonych obrotach, a umysł wymyślał coraz nowsze scenariusze z nią w
roli głównej, jako więzień Morgana Krwawego.
Odell bez słowa odsunęła się od ognia, pamiętając czym straszyli ją strażnicy. Dopiero po chwili dostrzegła, znajomą twarz.
— Co tu robisz, Pearl? — zapytała z dziecięcą ciekawością.
— Chcę ci pomóc — szepnęła kobieta, czując, że tak należy choć oprócz nich nie było tu nikogo innego. Tak jak księżniczka Faith jej powiedziała, wszyscy postanowili świętować.
Zaczęła drżącymi rękoma dopasowywać klucz za kluczem. Czuła jakby to trwało w nieskończoność, a gdy w końcu przekręciła zamek była spocona bardziej niż po dniu polerowania parkietów.
Odell wycofała się pod ścianę, zdezorientowana.
— Tutaj jestem bezpieczna — zaczęła mówić z paniką, chwytając się za głowę i niemal wyrywając włosy. — Nie rób tak! Tu jest bezpiecznie! — uniosła głos, gdy Pearl odchyliła kraty.
— Jesteś wolna — Pearl nadal szeptała. Odell nawet jej nie słuchała. Wcisnęła się w kont celi zakrywając oczy. — Możesz uciec...
Pearl nie wie ile czasu stała i mówiła do Odell, która nieustannie powtarzała swoją mantrę o bezpieczeństwie.
Nagle, pomimo nieustannych pomrukiwań kobiety, służąca usłyszała krzyk. Najpierw słabo, a później coraz głośniejszy, przeszywał kamienne ściany zamku i rozchodził się echem przez pola i lasy.
Bez słowa, Pearl upuściła klucze i nie zwracając już uwagi na Odell zaczęła kierować się na schody. Im wyżej się znajdowała, tym krzyk był wyraźniejszy i przerażający.
Odell bez słowa odsunęła się od ognia, pamiętając czym straszyli ją strażnicy. Dopiero po chwili dostrzegła, znajomą twarz.
— Co tu robisz, Pearl? — zapytała z dziecięcą ciekawością.
— Chcę ci pomóc — szepnęła kobieta, czując, że tak należy choć oprócz nich nie było tu nikogo innego. Tak jak księżniczka Faith jej powiedziała, wszyscy postanowili świętować.
Zaczęła drżącymi rękoma dopasowywać klucz za kluczem. Czuła jakby to trwało w nieskończoność, a gdy w końcu przekręciła zamek była spocona bardziej niż po dniu polerowania parkietów.
Odell wycofała się pod ścianę, zdezorientowana.
— Tutaj jestem bezpieczna — zaczęła mówić z paniką, chwytając się za głowę i niemal wyrywając włosy. — Nie rób tak! Tu jest bezpiecznie! — uniosła głos, gdy Pearl odchyliła kraty.
— Jesteś wolna — Pearl nadal szeptała. Odell nawet jej nie słuchała. Wcisnęła się w kont celi zakrywając oczy. — Możesz uciec...
Pearl nie wie ile czasu stała i mówiła do Odell, która nieustannie powtarzała swoją mantrę o bezpieczeństwie.
Nagle, pomimo nieustannych pomrukiwań kobiety, służąca usłyszała krzyk. Najpierw słabo, a później coraz głośniejszy, przeszywał kamienne ściany zamku i rozchodził się echem przez pola i lasy.
Bez słowa, Pearl upuściła klucze i nie zwracając już uwagi na Odell zaczęła kierować się na schody. Im wyżej się znajdowała, tym krzyk był wyraźniejszy i przerażający.
*
Ból opuszczał ciało
Faith falami. Kobieta czuła dotąd przygaszone ciepło, czuła moc jaka się w niej
odrodziła. Zniknęło osłabienie, ból fizyczny jak również psychiczny. Nagle
poczuła się silna i pewna, taka jaka powinna być. Odzyskała swoją magię, czuła
to w każde cząstce ciała.Podciągnęła się do pozycji siedzącej, rozglądając się dookoła. Wszystko wydawało się wyraźniejsze i żywsze. Księżniczka czuła każdą wibrację, każdy podmuch powietrza, odczuwała otaczającą ją energię. Emocje i uczucia zaczęły do niej powracać, niestety wróciła do rzeczywistości widząc niemal rozanielonego Morgana Krwawego.
Jego oczy były szeroko otwarte, a źrenice nienaturalnie powiększone. Usta miał lekko rozchylone, a uśmiech jaki na nich widniał sięgał niemal od ucha do ucha.
— Nareszcie — szepnął wyraźnie podekscytowany.
Jego szorstki i pewny głos sprowadził umysł Faith na ziemię. Plątanina myśli i uczuć nagle zniknęła, pozostawiając pustkę. Kolejną rzecz jaką zrobiła księżniczka, wydawała jej się naturalna.
Uniosła dłoń, tak jak dawno temu uczyła ją matka. Nienaturalnie szybko okręciła nadgarstkiem i świetlista kula wielkości jabłka pomknęła w kierunku Krwawego Króla. Niestety mężczyzna zauważył atak i odchylił się w bok, przez co kula przeleciała przez materiał szaty pozostawiając w nim popaloną dziurę.
Ku przerażeniu dziewczyny, mina Morgana nadal była pełna zadowolenia. Szybko zeszła z ołtarza, stając naprzeciw mężczyzny. Łącząc obie dłonie rozpyliła smugę ognia, która odbiła się od niewidzialnej tarczy. Idąc za tym ruchem Faith również skupiła się i wyczarowała wokół siebie ochronną bańkę.
Zrobiła to w ostatniej chwili ponieważ Morgan rozpoczął swój atak. Jednak zamiast używać żywiołów i samej natury Krwawy Król posłużył się czystą, nieskazitelną energią. Świetlisty pas uderzył o bańkę, która pękła jak balon przebity szpilką. Siła uderzenia odrzuciła księżniczkę, a ta uderzając głową o kamienny ołtarz runęła na plecy. Po piekącym bólu poczuła krew ściekającą z czoła.
Morgan niczym dzikie zwierzę doskoczył do kobiety. Klęknął na jedno kolano, a w jego ręku lśnił srebrny sztylet.
— Myślałaś, że mnie pokonasz?! — syknął z szyderczym uśmiechem. — Ty? Nic nie znaczący pionek?!
Nie myśląc zbyt wiele Faith uniosła lekko głowę i splunęła krwią jaka zbierała się w jej ustach. Na szacie Morgana powstała niewielka, karmazynowa plama.
— Jesteś nikim — pochylił się i wyszeptał niemal do jej ucha.
Faith poczuła ukłucie. Powietrze mimowolni opuściło płuca, a głowa opadła na trawę. Z jej piersi wystawała rękojeść sztyletu.
Tłum wiwatował. Morgan z krwią na rękach odebrał od służącego kielich z winem.
Nikt nie zwracał uwagi na Logana, którego trupio blada twarz, przepełniona żalem, przepychała się w kierunku Krwawego Króla. Ból nie pozwał mu racjonalnie myśleć, jednocześnie skutecznie uwalniając spod wpływu Morgana. Zielone oczy w szybkim tempie nabierały dzikiego wyrazu, a oddech stawał się przyspieszony.
Szarpnięciem wyjął miecz z pochwy zdezorientowanego rycerza. Kilka kroków dzieliło go od celu. Rozpychając się barkami, gnał przed siebie. Zgiętą rękę cofnął do tyłu aby wymierzyć zwykły, schludny cios prosto w bok Morgana Krwawego. Jednak zanim miecz sięgnął ciała, Logan spadł na ziemię przygnieciony przez trzech rycerzy.
Upadł zaledwie metr od poległej księżniczki. Przyglądał się bladej, spokojnej twarz, ciemnym oczom błogo spoglądające w niebo. Zrozpaczony nie walczył z rycerzem, który związywał mu ręce. Opuścił głowę czując na policzkach spływające niekontrolowanie łzy.
Boże, ten czas leci nieubłaganie... -.-' Moja obecność w blogosferze lekko się zmniejszyła, jednak ostatnio nadrobiłam (chyba) wszystkie wasze blogi. Jeśli kogoś ominęłam - piszcie. :) Niestety jak mogłyście zauważyć nie odpisuje również na komentarze. Nie czujcie się urażone ani nic z tych rzeczy! Po prostu nie mam czasu na odpisywanie, ale wiedzcie dziewczyny, że czytam i przyjmuje wszystko do wiadomości :) Mogę powiedzieć, że parę z was przewiduje przyszłość tego opowiadania-przynajmniej częściowo. :)
Oprócz czasu kolejnym powodem, przez który rzadziej piszę jest serial, o którym słyszałam wiele i dopiero teraz postanowiłam go obejrzeć. Chodzi mi tutaj o "Breaking Bad". Uzależnia jak cholera, więc podejrzewam, że mój ruch tutaj będzie ograniczony dopóki go nie obejrzę. Jeśli kogoś to interesuje został mi tylko 2 sezony do końca, więc to już niewiele. :)
Na koniec walnę oczywistą oczywistość: jak widać zmieniłam nazwę użytkownika. Od teraz będę Sapphire, taki mój kaprys. ;)
Pozdrawiam! ;*
Hej! Dziękuję za komentarz u mnie. Ja również w końcu przeczytałam rozdział u ciebie. Wow. Nie spodziewałam się takiego zwrotu akcji. Mam wrażenie, że zapomniałam o jakimś wydarzeniu z wcześniejszych wydarzeniem, które będzie miało wpływ na to, że nic aż tak poważnego się nie stanie... Kurczę, serio mam wrażenie, że coś takiego było. Ale okaże się w następnym rozdziale. Mam nadzieję, że Faith jeszcze ujdzie z życiem. ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Dzięki za miłe słowa! ;)
UsuńTeż miałam zamiar zacząć oglądać ten serial, ale się boję, że mnie uzależni i nie będę myśleć o niczym innym, haha;D Miałam tak z The walking dead i już dziękuję bardzo:D
OdpowiedzUsuńAle przejdźmy do rzeczy. W kilku zdaniach zeszłaś z czasu przeszłego na teraźniejszy. Niby nie jest to błędem i spotkałam się z takim pomieszaniem w jednej książce, ale akurat tutaj te zdania mi trochę zgrzytały. O wiele lepiej brzmi jak wszystko pisze się w czasie przeszłym. Przynajmniej ja tak myślę ;)
Natomiast jeśli chodzi o treść to jestem zaskoczona, że to wszystko poszło tak sprawnie. Morgan dostał, co chciał, nikt mu nie przeszkodził i nikt się nie postawił. Nie wiem czy lud jest taki otumaniony, czy boi się władcy, ale jak można wiwatować, gdy kanalia sięga po jeszcze większą władzę? A tu proszę, Logan leży, Faith leży, a Odell świruje jak zwykle. Powiem szczerze, że teraz nie mam najmniejszego pomysłu, co się może wydarzyć dalej... I może dlatego jak mnie ciągnie, by przeczytać kolejny rozdział. Czekam niecierpliwie! ;D ;**
Ruda
Oj uzależni, uzależni! Więc najlepiej zanim zaczniesz oglądać, a naprawdę watro (ja już skończyłam) to zaplanuj sobie czas jaki poświęcisz na odcinki. Inaczej będzie... źle. Zapomnisz o otaczającym cię świecie i przy każdej okazji będziesz myślami wracać do tego 'co może zdarzyć się dalej', zupełnie tak jak napisałaś wyżej :))
UsuńZdaję sobie sprawy z błędów z czasami! >.< Przy pierwszej wolnej chwili przysięgam je poprawić! Nigdy mi się to nie zdarzało żeby mylić czasy, ale mam usprawiedliwienie! Jakby... Tak więc piszę sobie krótkie fanfici - tylko prywatnie - tak mnie naszło i posługuje się tam czasem teraźniejszym. Jak widać źle zrobiłam bo wszystko mi się miesza... W każdym razie na bank poprawię!
Cieszy mnie niezmiernie, że nie wiesz, bądź nie podejrzewasz do końca co planuje! :D Chciałam, żeby to opowiadanie właśnie nie było aż tak przewidywalne i chyba mi wychodzi :)
Również pozdrawiam! ;*
Halo, cześć! To ja, spóźniona, ale obecna!
OdpowiedzUsuńW jednej kwestii muszę się z Rudą zgodzić. Te zdania w czasie teraźniejszym trochę mi przeszkadzały. Co innego, jakbyś cały czas tak pisała, ale tutaj to trochę rozpraszało.
A jeśli chodzi o treść, to ty już chyba wiesz, ze mi się podobało xD Ja już taką miałam nadzieję, że Loganowi się uda zabić Morgana, naprawdę! tym bardziej, ze zapowiedziałaś, że już niedługo koniec, i tak sobie myślę: Boże, taka budowa napięcia, to teraz musi się coś wydarzyć! I jak sobie pomyślę, że Loganowi się ie udało nie przez Morgana, tylko przez żołnierzy, to mnie krew zalewa normalnie! Tak mało brakowało!
Ja nie wiem, ja się naprawdę zaczynam bać! ja mimo wszystko myślałam, ze do tego ślubu nie dojdzie. Że coś się stanie, nie wiem, w końcu to na otwartej przestrzeni było, wszystko się mogło wydarzyć, ktoś mógł zaatakować, wszystko, no! A tu nic, stało się. Ale ja nada mam nadzieję, że to się wszystko jakoś ułoży.
A Odell... Ona jest jak taka trochę niedorozwinięta, ale jej nie można za to winić. W końcu to wszystko przez Morgana jest niczym na pół dzikie zwierzę. Mam wrażenie, że jej wyjście z lochów nie skończy się dla niej dobrze. Mam tylko nadzieję, że nawet, jeśli stanie się jej krzywda, to Krwawy poleci za nią.
Czekam na następny i Ty chyba doskonale o tym wiesz xD Ja już się nie mogę doczekać jak to się wszystko skończy, ale mam takie swoje wyobrażenie Faith jako królowej Ether i Logana przy jej boku. Tak, taka wizja mnie zadowala xD
Buziaki :*
Co do czasów to przepraszam, jestem tego świadoma! >,<
UsuńWyjaśnienie napisałam powyżej jak cię interesuje, ale wiedz, że gdy znajdę czas to na bank poprawię! Słowo skauta x)
Twoja wizja końca bardzo mi się podoba! :D Czy się ziści... Mmm. :)
;*
No ja również spóźniona, wybacz ;/ jak widzę czasy ci już wytknięto, więc nie wspominam o tym :D
OdpowiedzUsuńJejku, wzruszyłam się na koniec! Tak coś czułam, czytając ten rozdział, że na koniec musi pojawić się Logan <3 i to w jakich okolicznościach! Czary przestają działać i w końcu wraca do siebie. Tylko co teraz się z nimi stanie? :/ Jejku, lubisz dobre, czy złe zakończenia? :D Mam nadzieję, że dobre, bo nie wyobrażam sobie, żeby ta historia skończyła się tym, że Logan zostaje przy władzy, albo że nie zostaje ale wszyscy i tak umierają :/
Kurczę ślub... Jak ja kocham ślubyy! <3 a ten był taki masakrycznie smutny i dołujący :( Ach, no i co z Odell? Kurczę, nie dziwie jej się, że nie chciała wyjść, Morgan wmówił jej w końcu, że tylko tam jest bezpieczna a ona w jakiś sposób mu ufa ;) No i mam nadzieję, że służącej (wybacz, nie mam pojęcia jak się pisze jej imię :() nic się nie stanie za to, że otworzyła jej celę ;)
Pozdrawiam Cię serdecznie!
Zuza <3
Oj te uzależnienia od serialu... Tyle godzin poświęca się na oglądanie odcinków, a z drugiej strony trudno się oderwać. Breaking Bad nigdy nie oglądałam, ale może to i dobrze, bo już i tak mam problem ze znalezieniem czasu na wszystko ;p
OdpowiedzUsuńPo przeczytaniu tego rozdziału stwierdziłam, że chyba mój pomysł na zakończenie tego opowiadania nie był ani trochę trafny. Wszystko potoczyło się zupełnie inaczej, niż się spodziewałam. No ale na szczęście to jeszcze nie koniec, a na pewno nie zdradziłabyś nam powiązania między Morganem a Odell tak po prostu. Może jeszcze uda się zabić Krwawego Króla i wszystko wróci do normy. Chociaż norma to chyba za dużo powiedziane, biorąc pod uwagę, że Faith skończyła przebita sztyletem. Mam nadzieję, że mimo wszystko jakimś cudem to przeżyje.
Pozdrawiam
teorainn
smiertelny-pocalunek
Nic z tego nie rozumiem. Co tu się właściwie stało? Nie wierzę, to nie może być prawda. Jakim cudem, wszystko idzie zgodnie z planem Morgana. Aż mnie ciarki przechodzą na myśl, że ta kanalia umocni swoją pozycje i pozbędzie się księżniczki. No właśnie co z Faith? Kiedy dziewczyna odzyskała moc, zrobiło mi się cieplej na sercu. Wróciła jakaś taka nadzieja, że może być dobrze, a tu co? Sztylet w serce. I jak tu żyć, kiedy dzieją się takie rzeczy? To nie do pomyślenia. Jedynym dobrem jakie się stało, był powrót Logana, ale jego atak od razu został stłamszony. Nie jestem w stanie przewidzieć, co będzie teraz. Jedyna nadzieja pozostaje w Odell, ale ona jest szalona. Co ona może? Czyżby zapowiadał nam się brak happy endu? Zobaczymy :P
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :*
O matko! Ależ mnie tu długo nie było :C Już nawet zakończyłaś! O nie ;c W każdym razie przeczytam do końca, bo chcę wiedzieć co się stało z Faith :D
OdpowiedzUsuńNo co ten głupi Morgan! Myślałam, że chociaż dzień pobędą małżeństwem, że coś się stanie, a nie tak od razu rzucać Faith na ołtarz! W sumie to na coś, co nim było. Przypomina mi to nieco... czarną mszę xD
No jak to jest możliwe, że Morgan ją zabił! Boshe co za niespodziewane rzeczy ty się dzieją! Dlaczego? Już miałam nadzieję, że ona ucieknie, albo że Logan odrąbie łeb Morganowi! No już taką miałam nadzieję, a tu wszystko legło w gruzach!
Pozdrawiam :*
"spokojnej twarz" - twarzy
OdpowiedzUsuńWłasnie tu stało się to o czym pisałam pod poprzednim rozdziałem. Jakim cudem głodni i słabi ludzie uwielbiają tak króla? Za co? Chyba nie kontroluje wszystkich umysłów jednocześnie, bo jakby sobie z tym radził? Tutaj opowiadanie nieco traci sens, bo nawet w Korei, tam gdzie większość ludzi głoduje, są silne wojska, dobrze traktowani politycy, wykształcone dzieci możnych, itd. Tutaj brakuje mi tych, których król przekupuje i szanuje, bo bez takich nie byłby aż tak silny, bo sam siebie by chyba nie wybronił przed tyloma osobami, a i kto zjawiłby się na ślubie takiego władcy? Chyba wszyscy mieliby go w dupce, nie?