16.10.2015

Rozdział XV

„Niektóre ptaki nie nadają się do życia w klatce, to wszystko.”
– Stephen King
             Krzyki i wiwaty niemal setki rycerzy, niesione przez wiatr mknęły pośród drzew. Słońce rozpoczęło swoją wędrówkę ku spoczynkowi, robiąc miejsce dla swojego brata oświetlającego noc. Kufle ze złotym trunkiem, coraz częściej wylewającym się poza naczynie, co rusz były w górze w połączeniu z wykrzykiwanymi toastami na cześć króla.
            Morgan Krwawy w przeciwieństwie do swoich poddanych, w większości siedzących na ziemi, zasiadał przy niewielkim, ciosanym stole, do którego dostawiono wielki tron. Metalowe podłokietniki oraz nogi błyszczały świeżo wypolerowane, a karmazynowy atłas okalający siedzisko i oparcie wyróżniał się na tle naturalnej zieleni.
            Król z błogim zadowoleniem na twarzy, przyglądał się ucztującym poddanym. Co rusz popijał łyk kosztownego trunku ze swojego pozłacanego kielicha. Czuł przyspieszony rytm serca i nieokiełznaną jeszcze moc bijącą w jego piersi. Nigdy nie miał oporów przed używaniem magii, lecz teraz to ona sama domagała się używania. Jednak mężczyzna nie chciał marnować swojej siły na błahostki dlatego też powstrzymywał się od czarowania, rozmyślając o tym jakie krainy może podbić oraz jakimi sposobami tego dokonać. Nowa moc i czysta energia dawały mnóstwo możliwości do wykorzystania, co bardzo radowało króla Ether.
            Zakneblowany Logan, siedział oparty o drzewo, do którego został przywiązany. Zaledwie metr od niego znajdowało się nieruchome ciało Faith, lecz mężczyzna z całych sił starał się na nie patrzeć. Zamiast tego bujał się rytmicznie, sprawiając, że supeł powoli tracił na sile przez co liny okalającego jego tors stopniowo się poluzowywały.
            Mężczyzna co rusz zerkał na Morgana, który tylko wpatrywał się w tłum. Czekał na moment, w którym jego umysł znów przestanie być jego, jednak tak się nie stało. Najwyraźniej Logan stał się nieważny, co sam przyjął z niemałą radością.

            Cichy szloch ucichł dopiero po dłuższej chwili. Zgarbiona Odell nieśmiało zerkała na uchylone kraty. Choć w głowie nadal słyszała słowa swojego ojca, coraz bardziej interesowało ją to co znajduje się u góry, poza lochem. Przyciskając do piersi złotą łyżeczkę, nieporadnie podniosła się na nogi. Stawianie kilku kroków zajęło jej mnóstwo czasu, ale w końcu drżącą dłonią pchnęła drzwi i niczym spłoszone zwierzę, prześlizgnęła się przez wejście.
            Przez chwilę stała tak zgarbiona i oszołomiona. Po części czekała na strażnika, który z rozwścieczoną miną przychodził do niej, gdy zachowywała się zbyt głośno. Dreszcz przeszedł przez jej kręgosłup kiedy pomyślała, że znów może zacząć ją straszyć.
            Jednak nikt nie nadchodził i po kilkunastu minutach Odell wpinała się po krętych schodach. Nieświadoma tej czynności, przez cały czas mamrotała niezrozumiałe słowa. Kręcąc się po labiryncie korytarzy, nie napotkała nikogo. Błądziła, dotykając każdej wazy, każdego portretu i każdej wystawnej zbroi jaką dostrzegła na swojej drodze. Kobieta, która początkowo była przerażona opuszczeniem swojej klatki, teraz krążyła po zamku, a na jej twarzy gościł szeroki lecz brzydki uśmiech. Uśmiech, który nie należał do normalnej osoby, a do dzikiego zwierzęcia, które opuściło klatkę.
            Nagle Odell znalazła się w obszernym lecz słabo oświetlonym pomieszczeniu. Pochodnie zaczynały dogasać przez co trzy kąty spowite były w ciemności. To oczywiście w niczym nie przeszkadzało kobiecie, która jak zauroczona przyglądała się portretom wiszącym na ścianach. Widoczne pośród półmroku obrazy ukazywały zarówno kobiety i mężczyzn w średnim wieku. Jedni z godnością spoglądali w pustkę, inni z obojętnością czekali aż oglądający odwróci wzrok.
            Lecz tylko jeden portret zafascynował Odell na tyle, że pisnęła z radości jak mała dziewczynka. Wytworna kobieta ubrana w błękitną, balową suknię, siedząca na tronie z rękoma ułożonymi na kolanach  i lśniąca złotą tiarą na głowie. Jak zahipnotyzowana, Odell podążyła swoimi rękoma po startej szmacie, która służyła jej za ubiór, następnie wplątała ręce we włosy, sięgając palcami czegoś, czego tam nie było.
            — Księżniczka! — pisnęła ponownie podskakując. — Jestem księżniczką!
            Zaczęła krążyć i robić piruety, przez które brud i kurz zebrany na jej ciele i ubraniu zaczął opadać na ziemie by po chwili znów wzbić się w powietrze.
            Wybiegła z sali i nie patrząc gdzie się kieruje skręcała w przejścia i korytarze wykrzykując rozkazy każdej zardzewiałej zbroi. Nagle zatrzymała się w pół zdania i rozejrzała dookoła.
            — Nie zdążę na bal! — pisnęła szczerze przerażona. — Muszę zdążyć na bal. Dobra wróżka wyczaruje mi piękną sukienkę! i Poznam księcia!
            Biegła ile sił w nogach, prosto przed siebie. Schody do jakich dotarła pokonała z zadziewającą prędkością i zatrzymała się dopiero na szczycie wierzy. Pot jakie wystąpił na jej ciele zmieszał się z brudem, przez co Odell nie tylko pachniała gorzej niż dotychczas lecz też wyglądała.
            Wieża wartownicza była jedną z najwyższych w całym zamku. Małe pomieszczenie na szycie zawierało jedno, wąski łóżko i stolik. Jednak Odell nadal czując się jak kopciuszek wirowała po pomieszczeniu i śmiała się w niebogłosy. Nagle podeszła do okna, z którego widać było prawie całe królestwo.
            Śmiała się spoglądając na słońce, powoli chowające się za górami.
— Spóźnię się na bal! — przeraziła się. — Nie mogę się spóźnić na bal... Nie mogę ale...
            Urwała bo nagle dostrzegła tłum znajdujący się na polanie, prawie pod samą wierzą. Słyszała huczne wiwaty i śpiewy. Z zaciekawieniem przyglądała się poruszającym się ludziom gdy nagle go dostrzegła.
            — Tatuś — szepnęła. Najpierw ogarnął ją starach, że uciekła z celi choć on jej zabronił. Jednak to uczucie minęło szybko i zamieniła je zwykła radość na widok ojca. W ręku nadal trzymała złotą łyżeczkę jaką jej przyniósł, a jakiej żaden strażnik nie zdążył ukraść.
            — Tatuś! — uniosła głos by zaraz ryknąć z całej siły. — Tatusiu!
            Oparła ręce na wąskiej framudze i machnęła głową odganiając włosy z oczu.
— Tatusiu! TATUSIU! — wyła jak zahipnotyzowana nie odrywając wzroku od jego postaci siedzącej na tronie. — TATUSIU! TATUSIU! — krzyczała nieustannie i tak głośno, że jej głos zaczynał brzmieć ochryple.
            Znienacka Morgan Krwawy uniósł wzrok i Odell była przekonana, że spojrzał właśnie na nią. Niestety ręka, na której kobieta się wspierała ześlizgnęła się z drewnianej ramy. W ułamku sekundy jej ciało przechyliło się przez okno.
            Odell runęła na ziemię z ponad piętnastu metrów, a jej ręce i nogi były powyginane jak u lalki upuszczonej na podłogę. Huk, jaki wydało jej ciało w połączeniu z gruntem nie był głośny. Niemal od razu wokół głowy zaczęła pojawiać się pokaźna plama krwi, która zostawiając ślad na zielonej trawie wsiąkała w ziemię.
           
            Biesiada na polanie trwała w najlepsze. Logan nadal zajmował miejsce przy drzewie, jednak już nie więzy trzymały go w miejscu. Nie chciał się ruszyć żeby nie zwracać na siebie uwagi, czekał na odpowiedni moment.
            Jednak nim moment ten nastąpił Logan dostrzegł jeden, niewinny ale bardzo dobrze mu znany odruch. Głowa Morgana Krwawego opadła na bok, nie będąc wspierana żadną siłą. Mężczyzna nie dowierzał, przyglądając się jego nienaturalnej statyczności i ciszy jak również pustemu wzrokowi. Logan przyjął podobną pozycję lecz jego zielone oczy skupione były na królu, który nie poruszył się nawet o centymetr.
            Powoli, bojąc się, że to pułapka, Logan przesuwał się w kierunku tronu. Jednak nie musiał się o siebie bać, nikt na polanie nawet nie zwracał uwagi na króla. Wszyscy świętowali jego zwycięstwo popijając litry odurzającego trunku. Nawet najbliższa straż, która wcześniej go obezwładniła, ledwo ustawała na nogach.
            Dla własnej pewności Logan stanął za tronem, przez co stał się mniej widoczny. Drżącą rękę przyłożył do szyi Morgana. Był przygotowany na jego nagły ruch, lecz ten nie nastąpił. Logan nie wyczuł też bicia serca, choć jego dłoń długo spoczywała na jego szyi po czym pobłądziła do klatki piersiowej, w której była głucha cisza.
            Jego własne serce zabiło szybciej jednocześnie z radości i ulgi. Ulgi, która byłaby przytłaczająca gdyby nie tragedia, do jakiej się przyczynił.
            Wrócił do ciała Faith. Bez namysłu podniósł ją na rękach, a bezwładna głowa oparła się o jego pierś.
            — Nie wiem jak to zrobiłaś — szepnął w jej włosy. — Ale udało ci się. Pokonałaś go. — Z troską i smutkiem wypisanym na twarzy przyłożył usta do jej czoła.

            Na początku tego nie dostrzegł. Logan, trzymając księżniczkę, jak najszybciej chciał zniknąć z pola widzenia, jednocześnie nie stając się światkiem reakcji tłumu na niepojętą śmierć ich ukochanego króla. Jednak blask wydobywający się z rany Faith stawał się coraz bardziej wyraźny.
            Biel raziła w oczy. Przestraszony i zagubiony z delikatnością, dorównującą uderzeniom skrzydeł motyla, położył księżniczkę z powrotem na ziemi. Jednak nie odstąpił od niej na krok trzymając w żelaznym uścisku jej dłoń.
            Czysty, kredowy blask stawał się coraz silniejszy. Każdy znajdujący się na polanie, a nawet daleko poza nią dostrzegłby to światło. Ciało Faith zamieniło się w jeden świetlisty kształt, który nieustannie rósł i świecił z coraz większa siłą.
            A cisza jaka nastała była dopiero początkiem.

 Krótko, bo krótko ale na temat. A tak na poważnie chyba się wypaliłam... Bardzo ciężko mi się ostatnio pisze -.-' No nic, trzeba żyć i iść do przodu.
Co wam się tu podoba, a co wręcz przeciwnie? Czekam na opinie! :)

14 komentarzy:

  1. O, jednak udało mi się po części przewidzieć, jak skończą się losy Morgana. Szkoda mi było Odell, kiedy tak się cieszyła z bycia księżniczką i kiedy potem wołała swojego tatę. To straszne, że tak bezwarunkowo kochała kogoś, kto jej nienawidził i traktował gorzej niż zwierzę.
    Cokolwiek właściwie dzieje się z Faith, mam nadzieję, że to znak, że powróci do zdrowia, będzie królową (najlepiej u boku Logana ;p ) i wszystko skończy się dobrze. W takiej bajkowej historii musi być bajkowe, szczęśliwe zakończenie!

    Pozdrawiam
    teorainn
    smiertelny-pocalunek

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak przewidziałaś to :D I szczerzę mówię, że gdy napisałaś wtedy ten komentarz, to aż musiałam przejrzeć jeszcze raz co napisałam - już myślałam, że ujawniłam za dużo i zbyt szybko x)
      Dzięki ;*

      Usuń
  2. Morgan umarł, bo co? Bo Odell zginęła? Nie rozumiem, co się stało.
    To wszystko jest teraz takie dziwne...
    mam nadzieję, że następny rozdział będzie dłuższy i wyjaśni wszystko; w końcu ostatni.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W poprzednim(którymś) rozdziale było wytłumaczone połączenie pomiędzy tą dwójką :)
      Pozdrawiam! ;*

      Usuń
  3. Wszystko działo się bardzo, bardzo szybko. Również niezbyt zrozumiałam. Odell zginęła, co za tym stanęło, umarł także Morgan. Chyba coś takiego miało się stać, o ile dobrze pamietam wcześniejsze rozdziały. Ciekawe co się dzieje z Faith... Mam nadzieję, że kolejny rozdział przyniesie więcej wyjaśnień :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jestem świadoma szybkiej akcji i po części tylko żałuję, że tak wyszło. :) Nie potrafiłam podejść do tego tematu jak należy -,-'
      Mam nadzieję, że następny rozdział wynagrodzi ten, chociaż częściowo. :)

      Usuń
  4. Tak właśnie podejrzewałam, ze śmierć Morgana będzie bezpośrednio powiązana ze śmiercią Odell. Ale mimo wszystko bardzo mi szkoda dziewczyny, bo w końcu ona nic złego nie zrobiła, poza tym, że miała okropnego ojca.
    W ogóle to zanim zapomnę, to muszę Ci napisać, że świetnie ci wyszło ukazanie tej szaleńczej strony dziewczyny. Wyobraziłam sobie taką obdartuskę (bo nie oszukujmy się, przecież nią właśnie była) spacerującą po pustym pałacu i z taką ekscytacją przypatrującą się wszystkiemu temu, co było dla niej nowe i obce. Naprawdę mimo wszystko do końca miałam nadzieję, że może uda się ja jakoś ocalić, ale rozsądek i tak podpowiadał, że skończy tragicznie.
    I prawdę powiedziawszy miałam nadzieję na jakąś spektakularną śmierć Morgana. Nadal uważam, ze była to dla niego zbyt łagodna śmierć. Powinien był cierpieć tak, jak cierpieli ludzie pod jego rządami. Ale najważniejsze, ze w końcu go nie ma.
    A co do końcówki i Faith... Proszę, powiedz tylko, że dla niej planujesz happy end (najlepiej tak jak już wcześniej wspomniałam, przy boku Logana :3 )?
    Dobra, nie myślę o tym więcej, bo zaraz zbytnio się rozmarzę xD
    Weny, Kicia! :* A jak będziesz miała chwilę, to zapraszam do siebie na czwórkę! :D
    http://uwiezieni-w-przeszlosci.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety - Odell była po prostu kolejną ofiarą Morgana i wyłącznie on się do jej śmierci przyczynił. Przez niego zwariowała, co koniec końców ją zabiło. Ech..
      Fajnie, że spodobał się mój sposób przedstawienia obłędu Odell. Naprawdę ciężko mi się to pisało - w szczególności właśnie to.
      Dziękuję za opinię! ;*

      Usuń
  5. Mmm-mm, nie. Wybacz, ale to chyba najbardziej beznadziejne zakończenie (lub prawie zakończenie) jakie ostatnio przeczytałam. Jak dla mnie historia Morgana skonczyła się w zbyt prosty sposób. Koles siedzi przy stole i nagle łeb mu opada. Nie ja tego nie kupuję. Wiem, że był w magiczny sposób połaczony z Odell, a ona zwyczajnie szalona, więc taki wypadek, to nic dziwnego, jednakże po tylu róznych emocjach jakich już wcześniej nam dostarczyłaś, chciałoby się czegoś więcej, jakiejś ostatniej intrygującej rozgrywki. A tu? Krótki rozdział, który w mojej skromnej opinii okazał się... no cóż klapą. Nie mam nic co do jego zapisu, bo zdania były bardzo dobre :(
    Trochę szkoda mi Odell. Nie dość, że całe życie spędziła jak zwierzę w klatce, to jeszcze nie dotarła na bal! O ironio, jak wiele zniszczył jeden facet. Może to i dobrze, że Morgan zniknął na zawsze.
    Swoją drogą, planujesz kolejne opowiadanie? Odpisz mi gdziekolwiek chcesz :)
    Pozdrawiam :*
    Było zaa krótkooo :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdaję sobie sprawę, że jego śmierć była... pusta. Długością rozdziału też nie powaliłam na kolana. -,-' Muszę nad tym popracować - to wiem na bank :)
      Planuję, planuję. Ja bym nie zaplanowała? :D W sumie już je piszę, a raczej rozrysowuję plan. Wierzę, że ruszę z nim w momencie kiedy skończę to opowiadanie. Jeśli będzie zainteresowana to super ! ;D A link itd. podam najprawdopodobniej tutaj, pod epilogiem ;)
      Wiem, że krótko! ;___;
      Buźka ;*

      Usuń
  6. Też liczyłam na troszkę bardziej fenomenalne zakończenie. W sensie, że śmierć Morgana byłaby ukazana w taki sposób, by pokazać, że na tak złego człowieka nadejdzie wreszcie zasłużony los i on też będzie cierpiał. żeby był w tym jakiś morał. Może byłoby to banalne, ale chyba coś takiego było mi tu potrzebne. No i Faith... Jak dla mnie to ona nic nie zrobiła. Chciała wyciągnąć Odell z lochów, świetnie, ale wątpię, że przewidziała tę śmierć. Wydaje mi się, że po prostu chciała zrobić coś dobrego, a ta śmierć Morgana wyszła przypadkiem. Więc też bym tu jej nie zawdzięczała tego uratowania królestwa.
    Ciekawa jestem jak to zakończysz. Cóż, mamy jeszcze epilog, więc wiele może się zmienić. No i ciekawa jestem czy pozwolisz nam przeczytać jakiś większy fragment z Loganem i Faith. Aż się prosi o miłosne zakończenie;D
    Pozdrawiam! ;**

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Do końca pozostał jeszcze jeden rozdział, a później epilog. Więc mam nadzieję, że mimo wszystko uda mi się Cie przekonać do zakończenia jakie zaplanowałam. ;)
      Miłość... Ach! To nie byłabym ja jakby 'czegoś' nie wplątała. :)
      Dzięki ;*

      Usuń
  7. No i zabiła się :D Odkąd Odell wyszła z celi powtarzałam krótko ,,zabij się, zabij się, zabij się" XD I tak w kółko. Ciągle źle jej życzyłam i ciągle tak mamrotałam xd No i w końcu się udało, że wypadła przez okno! Nie szkoda mi jej, bo w sumie była nieźle stuknięta. A Morgan miał wstyd xd Tatusiu? XD no to ostro :D
    Mam nadzieję, że Faith przeżyje :D Wygląda na to, że coś się z nią dzieje. Może akurat odżyje ? ^^
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  8. "wpinała się" - wspinała
    "starach" - strach
    A więc z tego wynika, że Odell jest podobna do matki i na portrecie była właśnie jej rodzicielka.
    A więc niechciane samobójstwo, znaczy samookaleczenie ;-)
    Trochę szkoda, że ta dziewczyna sama wypadła. Chyba wolałabym, by Faith walczyła sama ze sobą i swoim sumieniem i np przeszyła mieczem serce Odell.
    "z coraz większa siłą" - większą
    Co z Faith? Mam nadzieję, że nie przeżyje, bo liczę na dramat.

    OdpowiedzUsuń

Twoja opinia jest dla mnie jak podmuch wiatru dla ptaka, pozwala mi się wzbijać wyżej!